poniedziałek, 8 kwietnia 2013

chcesz mieć piękne włosy? to chciej dalej

 Fryzjerzy to źli ludzie o złych sercach. Nienawidzą ludzi i dlatego pracują w tej branży: udają przyjaciół i zrozumienie tylko po to by zrujnować Ci życie na kolejne pół roku.

Moje przemyślenie z dziś, co prawda nie byłam u fryzjera bo już dawno odkryłam, że to jedna wielka szajka, która nie widzi różnicy pomiędzy 3 a 13 cm. To niesamowite jak bardzo cieszymy się na wizytę u fryzjera wierząc, że Mistrz Nożyczek odmieni nam życie, że włosy będą cudne się układały nawet po nocy i ogólnie to zniknie nawet globalne ocieplenie. Niestety Ci dranie mają gdzieś pragnienia i oczekiwania to robią jakieś bezrefleksyjne ciach ciach co kończy się tym, że chce się chodzić na głowie w rondlu lub cały czas unosi brwi by w ten sposób udawać, że grzywka jest dłuższa.
Moja bliska koleżanka bardziej boi się fryzjera niż dentysty i to chyba najlepsze podsumowanie tego jaką siłę posiada ta grupa zawodowa.

niedziela, 7 kwietnia 2013

O Jeżu!!!

Zwierzęta są fajniejsze niż ludzie - zdaje się, że taki claim jakiś czas temu miał kanał Animal Planet. Teza dość uogólniająca ale uogólniając prawdziwa (bardziej prawdziwa w kontekście pracowników wszelkich urzędów i banków, mniej prawdziwa w kontekście pająków i komarów). Zwierzaki kocham i uwielbiam i chciałabym mieć ich jak najwięcej. Mam nadzieję, że do moich Kociąt dołączy niebawem mini świnka (to nie to samo zwierzątko co wielki wietnamski prosiak) oraz jeż :) Bardzo niedawno miałam spotkanie pod Warszawą i na skutek serii różnych wydarzeń odwiedziłam mieszkanie znajomego znajomego i poznałam Zofię Jeżową. Zwierzątko tak słodkie i urocze, że nawet wybaczyłam bez mrugnięcia okiem kupę jaką zrobiła podczas trzymania na rękach.
Jestem bardzo ciekawa jak na jeża zareagowałaby Kocięta. Pies właściciela Zofii (Mistrz Drugiego Planu zamknięty na tarasie ze względu na hiperaktywne pokłady radości) reaguje paniką i na nastawienie "jak pies do jeża" :) :)

Zuza, Zofia i Bazyl

Zofia jest w kolorze Ecru, w reszcie Polski to beżowy

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

GoTS03E01

Doczekałam się i jest, jest już pierwszy odcinek 3 sezonu GoT. Jest i nawet weszłam w jego posiadanie i.... nie mogę go oglądnąć bo Towarzysz Życia wybył. Oczywiście pokusa odpalenia i sekretnego oglądania jest ultra silna ale się trzymam ale PANIE BOŻE DOPOMÓŻ bo oszaleje :) staram się przyjąć postawę radosnego wyczekiwania, stopniowania napięcia i dozowania przyjemności ale zwariuje jak nie zobaczę mojej Daenerys.

Jakiś czas temu wysnułam na fejsicie wniosek, że ten cały śnieg to mocno rozbudoway teaser 3 sezonu Gry, więc jak już jest to może niech ta zimna spieprza do Narnii?

Jeden z lepszych cytatów Ceresi - nie ma pół środków.
Bezczelnie rąbnięte z netu

piątek, 29 marca 2013

Zbrodnia Ikara

Jaką to straszliwą zbrodnię popełnił Ikar? Dlaczego "Ortega i Gasset" pisali razem zamiast każdy z osobna?
I po co przerwa w nazwisku Tetmajera?  Dziwni jacyś Ci ludzie, nie? Nie będę oryginalna pisząc, że czytelnictwo spadło na łeb na szyję, zleciało jak ten biedny Ikar i rozbiło się na kawałki. Jeszcze niedawno (pewnie zanim zmieniłam kod z przodu) ludzie przynajmniej wiedzieli, kto jaką książkę napisał i o czym ona traktuje. Teraz autorzy niepiszący o brokatowych wampirach albo ciapowatych studentkach mających orgazm o patrzenia na szarego pana są nieznani, zapomniani, wyrzucenie gdzieś daleko poza nawias. Co bardziej ambitne jednostki poczytują Paulo i jego złote myśli o tym, że woda jest mokra a koń jaki jest, każdy widzi.
Ludzie czytający są dziwakami i nolajfami. Wszystko stanęło na głowie i teraz już nie jest wstyd, że się jakiejś książki nie przeczytało, teraz  to w sumie siupa, że się czyta. Patrzę, widzę i płaczę nad tym, że wszyscy wiedzą, kto to jest Siwiec (Natalia, nie Marek) ale na palcach jednej ręki można policzyć, kto ogrania kim był McLuhan, chociaż co drugi bredzi o globalizacji i globalnej wiosce i żłopie kawunie ze starbunia. Nie wiesz, kto to? Strzelaj! Ale nam strzelać nie kazano - kolejny kulturowo umocowany żart trafia w w próżnię.

P.S. tekst o Ortega y Gasset jest autentykiem. Żeby trochę zaspokoić moją próżność wrzucam ekskluzywną fotę ze sklepowego lustra w klimacie Anny Kareniny 


zuzANNA Karenina - zapewniam, że na żywo skojarzenie było wyraźniejsze :)

piątek, 22 marca 2013

Nagroda i Karma

Czy wierzyć w Wielką Równowagę Wszechświata i w to, że każda akcja powoduje reakcje (no, tu akurat fizyka się wtrąca ale ciii), że to co daje do mnie wraca? Patrząc na ilość codziennych problemów równowaga jest równie stablina co trójnoga salamandra ( przecież mamy tendencje do niedostrzegania małych radości a rozwlekania wszelkich negatywów do rozmiaru długu publicznego) ale uwaga: wierzę, że dziś spotkała mnie nagroda. Nagroda za ten wariacki tydzień, za jazdy z samochodem, za krew-pot-łzy z siłowni. Przeczucie, każące pojechać do outletu nie zawiodło i oto jest Szczęśliwą Posiadaczką Absolutnie Niezbędnych Niezbędności czyli:

  • zestawu do tworzenia uniesionego kucyka w stylu lat '60
  • uroczej, diamentowej kolii, na widok której sama Marylin jako Lorelei Lee by zemdlała
  • uroczą torebeczkę pokrytą płatkami róż
  • branzolete w pawie pióra - żeby nie było pawia
  • hajtekowe i odjazdowe metaliczne naklejki na paznokcie, przez które pewnie nie będę mogła garów zmywać
  • metaliczne, srebrne, skórzane sandały
Kwota wydana na wszystko: 69 PLNów

Jak tu nie wierzyć, że to nagroda???


wtorek, 19 marca 2013

Obciskające majtasy

Dziś rozpoczynam cykl dzielenia się obserwacjami. Proste, z życia wzięte, bez zadęcia i szukania filozoficznych podtekstów. Dzisiejsza zainspirowana jest bielizną korygującą, ale sięga dalej, znacznie dalej - takie tam ukryte przesłanie w gadaniu o majtach.
Przemyślenie uderzyło we mnie jak gram z jasnego nieba w toalecie złych, kapitalistycznych złotych luków w sobotni wieczór, kiedy to kultywujemy tradycje i obrzędy (może o tym coś napisać?) związane z sobotnim wyjściem na imprezę lub regularną najebką (kwestie nomenklatury zostawiam otwartą). Czekałam na Doris
i nieco bezrefleksyjnie patrzyłam na dziewczę poprawiające swój makijaż, a właściwie kładące kolejne warstwy szpachli na lico i nagle świadomość ożyła i dotarło do mnie co zobaczyłam. Dziewczę, poza makijażem  składało się z kilkunastu oponek. Miało biust, pod biustem drugi biust ale biegnące dookoła pleców, pod bonusowym biustem kolejny biust i jeszcze kolejny. Gratisowe biusty wylewały się ze spodni biodrówek o łonowym charakterze. Może to płytkie, może okrutne ale pomyślałam dlaczego to dziewczę skupia się tak na pierdylionowej warstwie cienia całkowicie ignorując swój korpus? Dlaczego nie kupiła sobie obciskających galotów albo gorsetu?
I wtedy pojawiało się podsumowanie: Ludzie, dla których bielizna korygująca jest absolutną koniecznością całkowicie negują jej istnienie! Wypierają ze świadomości jak złe wspomnienia. Natomiast osoby, które potrzebują ewentualnie wciągnąć brzuch na skutek ciąży spożywczej zastanawiają się czy nosić razem gorset, majty, leginy i może jeszcze dorzucić rajty.
I tak oto dobrnęłam do drugiego dna - dlaczego Wewnętrzny Krytyk drze ryja i krytykuje Cię jeżeli masz coś do powiedzenia, do pokazania, do stworzenia lub zaprezentowania i jego wywody sprawiają, że nie wychylasz się przed szereg  bo " chyba jednak nie jestem aż tak dobra"? I dlaczego tek sam Krytyk siedzi cicho jak mysz pod miotłą, gdy wszystkie Gwiazdy ze Spalonego Teatru pchają się na afisz nie mając nic do zaoferowania?

P.S - Nie mam nic do Dziewczęcia z obręczami. Po prostu ona sprowokowała ciąg myśli


Negator bielizny korygującej
(za http://www.vibrantnation.com)

Osoba bezwzględnie potrzebująca bilezny - za Triumph International

wtorek, 5 marca 2013

Dzień Pierwszy czyli narodziny w bólach

Ile zmian musi zajść w życiu żebym w końcu zabrała się do zrobienia czegoś, co chodziło mi po głowie od dawna, bardzo dawna? Właściwie to od tak dawna, że zakładając dziś bloga nie jestem już nawet późnym naśladowcą, tylko opóźnionym maruderem. Ale skończyły mi się wymówki, usprawiedliwienia i wykręty, samo postawienie bloga okazało się być żenująco proste i zwyczajnie nie mogę się dalej oszukiwać, że nie mam czasu.

Dziś, w piękny, słoneczny, marcowy dzień, po niemal słoniowej ciąży i okresie inkubacji nardził się mój blog.